Rumuńska lekcja dla Polski

Rumuńska lekcja dla Polski

Dodano:   /  Zmieniono: 

Rumunia wkurzyła Niemców. Polska powinna zrobić to samo

Piotr Gursztyn

Niemieccy politycy i media oburzyli się na prawo, które w Rumunii obowiązuje od prawie ćwierćwiecza, a dokładnie od 1991 roku. Mianowicie, każdy, kto może wykazać, że jego rodzice, dziadkowie lub inni bezpośredni przodkowie byli obywatelami przedwojennego Królestwa Rumunii ma prawo uzyskać obywatelstwo obecnej republiki rumuńskiej. Ponieważ obecna Rumunia jest mniejsza od tej przedwojennej, więc kilka milionów ludzi w trzech krajach ościennych ma szanse na skorzystanie z owego prawa. Konkretnie rzecz dotyczy Republiki Mołdawskiej i skrawka Ukrainy, bo one leżą poza Unią Europejską, więc rumuński paszport staje się tam rzeczą pożądaną.

Niemcy podnieśli larum, że setki tysięcy biednych Mołdawian zaleją Unię Europejską. Kilku polityków z RFN wygłosiło już oskarżenia, że władze rumuńskie „oszukańczo” handlują swoim obywatelstwem. Zażądali zaprzestania „procederu”.

I tu zaczyna się pierwsza lekcja dla Polski. O tym, że Unia nie jest klubem, gdzie obowiązują zasady fair play. Zważmy, że rumuńskie prawo obowiązuje od czasów, gdy kraj ten nie był w Unii. Nikt nie wymagał od Rumunii, aby z niego zrezygnowała. Ale ważniejsza jest inna kwestia. Rumuńskie prawo nie odbiega od rozwiązań stosowanych w innych krajach UE, zwłaszcza w Niemczech. Szczególnie w Polsce nie trzeba przypominać o tym, że miliony obywateli RFN dostały obywatelstwo w ostatnim czasie na „dziadka z Wehrmachtu”. RFN jest konstytucyjnie zobowiązana do dawania paszportów wszystkim, których dziadkowie i rodzice byli przed wojną obywatelami Rzeszy. Czyli postępuje identycznie jak Rumunia.

Co więcej, RFN sprowadziła setki tysięcy Niemców z dawnego ZSRS, którzy nigdy nie byli obywatelami Niemiec. Klucz nadawania obywatelstwa był tu stricte etniczny. Nikt nie ma o to pretensji do Niemiec, zatem rodzi się pytanie dlaczego oni chcą zabraniać tego innym krajom członkowskim Unii?

Druga lekcja dla Polski jest następująca: rumuńskie władze chętnie dają obywatelstwo także ze względów praktycznych. Widzą w tym możliwość poprawy sytuacji demograficznej swojego kraju, Mołdawianie pracują tam, gdzie nie chcą pracować „starzy” Rumuni, wreszcie liczba obywateli ma wpływ na wysokość podziału kasy między kraje członkowskie UE. To wszystko też nas dotyczy.

Od odzyskania niepodległości ślamazarnie trwają starania o sprowadzenie Polaków z Kazachstanu. Skutek jest mizerny. Jest Karta Polaka, z której płyną pewne pożytki, ale to rozwiązanie tylko częściowe. W obu przypadkach kryterium jest etniczne. Rzecz ważna, ale nie jedyna.

Z pewnością – oprócz powyższych działań – warto dać szansę na naturalizację milionom ludzi, których dziadkowie i rodzice byli obywatelami II Rzeczypospolitej. Nie według kryterium etnicznego, lecz wszystkim. Ukraińcom, Białorusinom i Litwinom z dawnych województw wschodnich. I tak przyjeżdżają tu za pracą. Można być pewnym, że ich jedynym pragnieniem będzie poprawienie swojego statusu materialnego i – jeśli chcą tu pozostać – wtopienie się w polskie otoczenie. Nie przyjadą do Przemyśla, aby go nam zabrać, ale tam gdzie jest praca – do Warszawy i kilku innych metropolii.

W starzejącej Europie już trwa kradzież ludzi. Niemcy „ukradli” nam miliony Ślązaków i mieszkańców innych części zachodniej Polski. Wielka Brytania „kradnie” nam młodzież. Inne bogatsze kraje Unii robią to samo. Naturalizacja potomków obywateli II RP jest szansą na wyrównanie strat. Oraz szansą na to, że Polska nadal będzie cywilizacyjnym punktem odniesienia dla sąsiadujących z nami krajów.